Baza wiedzy o autyzmie

Diagnoza autyzmu – nieudana próba

Pierwszą sugestię od terapeutki, że mogę być autystyczna, otrzymałam w 2018 roku. Oficjalną diagnozę autyzmu oraz ADHD dostałam jednak dopiero w 2022 roku. Czemu trwało to tak długo? Z wielu powodów: finansowych, syndromu oszusta, złego samopoczucia czy przez obostrzenia związane z pandemią. Jednak za najważniejszy czynnik uważam niewłaściwie do mojego przypadku dobranego psychiatrę. Gdybym od razu trafiła do specjalisty w temacie kobiecego spektrum, prawdopodobnie otrzymanie właściwej diagnozy nie zajęłoby mi aż czterech lat. I nie wiązałoby się z tak olbrzymią ilością lęku i wątpliwości. Oto moja historia nieudanej próby diagnozy autyzmu.

Spis treści:

Aktualizacja: Niniejszy wpis – opublikowany w kwietniu 2020 roku – został zaktualizowany we wrześniu 2023 roku. Zdecydowałam się na ten krok, gdyż pierwotnie sytuacja wzbudziła we mnie bardzo silne, negatywne odczucia, w związku z czym artykuł ten był bardziej emocjonalny niż informacyjny. Myślę, że jego nowa, na spokojnie napisana wersja będzie bardziej przydatna dla czytelników.

Późna diagnoza autyzmu

Było tak: w wieku lat 30-tu poszłam na terapię z powodów zupełnie niezwiązanych z autyzmem. Na tamtym etapie mojego życia nie posiadałam nawet podstawowej wiedzy na temat zaburzeń ze spektrum autyzmu. Nie znałam nawet najpopularniejszych stereotypów. Dlatego gdy po zaledwie kilku wizytach terapeutka zapytała, czy słyszałam może o czymś takim jak Zespół Aspergera, byłam zaskoczona. W jej ocenie wyraźnie pasowałam do chociaż części kryteriów. W tamtym momencie sama sugestia diagnozy autyzmu była dla mnie szokiem. Początkowo zbierałam jak najwięcej informacji na ten temat, później jednak wycofałam się na kilka miesięcy – potrzebowałam czasu, by pogodzić się z możliwością takiej diagnozy. Był to czas psychicznie bardzo dla mnie trudny, kiedy wiele rzeczy musiałam sobie uporządkować i zrozumieć.

Ważną kwestią jest też dlaczego nie zostałam zdiagnozowana wcześniej – w dzieciństwie. Jest to jednak oddzielny temat, o którym być może napiszę kiedyś osobny artykuł. W dużym jednak skrócie, bardzo długo nie diagnozowano dziewczynek w normie intelektualnej, w związku z czym brak diagnozy w moim przypadku nie jest zaskakujący.

Przed diagnozą autyzmu

Z czasem pojawiło się oczywiste pytanie, czy by nie zrobić oficjalnej diagnozy autyzmu. Przyznam, że miałam przed tym silne opory, z trzech powodów. 1. Męczył mnie syndrom oszusta. 2. Bałam się nowej sytuacji. 3. Mam problem z chodzeniem do lekarzy.

Syndrom oszusta

Syndrom oszusta to silne wewnętrzne przekonanie, że w rzeczywistości nie posiadamy kompetencji, którymi się chwalimy i tak naprawdę nie zasługujemy na sukces, który osiągnęliśmy. Czujemy się jak oszust, który wmówił wszystkim, że jest w czymś świetny, gdy w rzeczywistości jest beznadziejny. Wierzymy, że nasze osiągnięcia wynikają bardziej ze szczęścia lub nieuwagi innych niż naszych własnych działań. Syndrom oszusta nie odnosi się w żaden sposób do obiektywnych faktów lecz do naszych subiektywnych wyobrażeń o samych sobie – to forma podważania własnych umiejętności, inteligencji i talentu. Łączy się z brakiem wiary w siebie i niską samooceną.

W kontekście autyzmu o syndromie oszusta mówimy, gdy ktoś – mimo wyraźnych objawów, a nawet posiadania oficjalnej diagnozy – czuje, że tylko oszukuje siebie i innych, że jest w spektrum. Takie uczucia często dopadają osoby, które ogólnie lepiej radzą sobie w życiu, czyli mają pracę albo rodzinę i „nie widać po nich”. Syndrom oszusta odczuwają też osoby autystyczne, które nie wykazują jakiejś popularnej cechy, np. nie mają problemu z utrzymywaniem kontaktu wzrokowego. Warto pamiętać, że na autyzm składa się wiele różnorodnych cech o bardzo różnym nasileniu. W praktyce każda osoba autystyczna jest trochę inna od pozostałych, na swoją własną „wersję” autyzmu.

Gdy zaczęłam czytać na temat autyzmu, bardzo szybko zaczęłam się z nim utożsamiać. Było to dla mnie niezwykłe uczucie – wszystko w moim życiu zaczęło w końcu nabierać sensu! Z drugiej jednak strony byłam pełna wątpliwości. Przecież gdybym była autystyczna, to ktoś już dawno by mnie zdiagnozował, prawda? A co jeśli tylko sobie to wmawiam? Co jeśli na siłę „wymyślam sobie” zaburzenie zamiast rozwiązać moje prawdziwe problemy? Syndrom oszusta w tym przypadku dotyczył także oszukiwania samej sobie.

Nowe sytuacje a spektrum autyzmu

Mam duże oporu przed nowościami. Lubię chodzić w miejsca, w których już byłam, jeść jedzenie, które już jadłam i spotykać się z ludźmi, których już znam. Diagnoza oznaczała konieczność zrobienia wielu rzeczy po raz pierwszy – pójścia w nowe miejsce (placówka diagnostyczna), rozmowy z obcymi osobami (diagnostami), zrobienia nowych rzeczy (wypełnianie testów, wywiad). Trochę ironicznie, ta niechęć przed nowością idealnie pasuje do autyzmu.

Spędziłam mnóstwo czasu szukając informacji o tym, jak przebiega proces diagnostyczny, ile to trwa, jakie się wypełnia testy, jakie są zadawane pytania, ile osób bierze w tym udział. Porównywałam polecane miejsca, próbując wybrać to, które byłoby dla mnie najmniej stresujące, np. znajdujące się w znanej mi części miasta. Zebranie tych informacji i przygotowanie się do diagnozy było dla mnie bardzo ważne, ponieważ pomogło obniżyć poziom lęku.

Wciąż jednak pewnych rzeczy nie mogłam przewidzieć ani się na nie przygotować. Jakie w punkcie diagnostycznym będzie światło? A jakie zapachy? Czy w gabinecie będzie grać muzyka albo dochodzić hałas z ulicy? Co jeśli psycholog/psychiatra nie będzie wyrozumiały dla moich trudności? A jeśli się rozpłaczę albo zatnę i nic nie powiem? Albo nie będę umiała wypełnić testu, bo odpowiedź na każde pytanie to „to zależy”? Stres związany z nieprzewidywalnością był w moim przypadku bardzo wysoki. I po raz kolejny – wbrew temu, co podpowiadał mi syndrom oszusta, było to z mojej strony zachowanie typowo autystyczne.

Lęk przed lekarzami

Być może dla niektórych to głupie, ale niezbyt dobrze radzę sobie na wizytach lekarskich. Zawsze w ich trakcie mam za wysokie ciśnienie… Stresuję się, wstydzę zadawać pytania i nie potrafię wytłumaczyć, z czym mam problem. Język mi się plącze i zapominam, co chciałam powiedzieć. Panicznie boję się, że lekarz będzie dla mnie niemiły – wtedy już nigdy nie wrócę do jego gabinetu, cierpienie wywołane jakimś głupim przytykiem jest zbyt silne.

A historia, którą wam niżej przedstawię, spowodowała u mnie traumę związaną z psychiatrami – do tej pory na myśl o wizycie u psychiatry robi mi się słabo, zaczynam płakać i dochodzę do wniosku, że w sumie ta recepta na leki na ADHD nie jest mi aż tak potrzebna… Nie jest to oczywiście dobre podejście, ale takie w moim przypadku są skutki nieprzyjemnych wizyt lekarskich.

Właściwy lekarz to podstawa diagnozy

W międzyczasie terapeutka wysłała mnie na wizytę do psychiatry z powodów niezwiązanych z autyzmem. W tym miejscu chciałabym bardzo mocno podkreślić, że na diagnozę należy udać się do psychiatry specjalizującego się w temacie zaburzeń ze spektrum autyzmu (w zależności od przypadku: konkretnie dzieci lub dorosłych). Wtedy jednak o tym nie wiedziałam i postanowiłam zagadać na ten temat „przy okazji”.

Niestety, autyzm jest tematem zaskakująco „niszowym” nawet wśród psychologów i psychiatrów. Wielu z nich zwyczajnie nie posiada odpowiedniej wiedzy albo kieruje się przestarzałymi informacjami. Tylko w ostatnich latach zmieniły się kryteria diagnostyczne oraz używane słownictwo. Bez ciągłego dokształcania się w temacie łatwo o pomyłki, a nawet wykazanie się ignorancją. Psychiatrzy, którzy nie dbają o uzupełnianie wiedzy w temacie spektrum autyzmu, mogą kierować się stereotypami. Na przykład powiedzieć, że autyzm występuje tylko u dzieci, więc nie można go zdiagnozować u dorosłego. Albo że tylko chłopcy są autystyczni, a dziewczynki/kobiety – nie.

W 2018 roku jeszcze o tym nie wiedziałam. Sądziłam, że autyzm jest czymś, o co mogę zapytać dowolnego psychiatrę i otrzymam merytoryczną odpowiedź. Dlatego nie szukałam lekarza pod tym kątem. Zwłaszcza że w pierwszej kolejności miałam porozmawiać na inne tematy. Dlatego poszłam do lekarki, którą poleciła mi bliska osoba. Zostałam zapewniona, że ta pani jest bardzo miła, przyjazna i zna się na swojej pracy. Zaufałam tej rekomendacji, bo też ufałam osobie ją wydającej.

Jak nie diagnozować autyzmu

Moja pierwsza wizyta u psychiatry przebiegła masakrycznie. Bardzo się stresowałam rozmową na bardzo osobiste tematy z obcą osobą. Nie wiedziałam, co mam mówić i jak się zachować, byłam też mocno emocjonalnie przewałkowana przez terapię (potem jest już lepiej, ale sam początek terapii to jest szok dla organizmu). Co jednak najgorsze, okazało się, że psychiatra nie znała się zupełnie na autyzmie.

Mam też wrażenie, że psychiatra potraktowała mnie bardzo nieprofesjonalnie. Gdy spytałam, czy jest taka możliwość, że jestem autystyczna, pani doktor popatrzyła na mnie z jakimś takim politowaniem. Spytała czemu tak myślę. Wytłumaczyłam, że ja sama nie jestem pewna, moja terapeutka tak zasugerowała. Niczego ze stuprocentową pewnością nie stwierdziłam, bo bałam się, że zostanę potraktowana jak wymyślająca sobie głupoty, diagnozująca się za pomocą gugla debilka. Nic jednak moja zapobiegawczość nie dała, bo i tak zostałam potraktowana jak wymyślająca sobie głupoty, diagnozująca się za pomocą gugla debilka. A przecież przyszłam po poradę/pomoc/drugą opinię…

W każdym razie pani doktor rozmawiała ze mną jakieś dziesięć minut, po czym na podstawie szybkiej obserwacji i jednego pytania odrzuciła możliwość diagnozy autyzmu.

To nie są kryteria diagnostyczne

Otóż według tej psychiatry nie mogę dostać diagnozy autyzmu, ponieważ:

  1. Utrzymuję kontakt wzrokowy.
  2. Wiem, co to znaczy, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.
  3. Noszę dredy.

Tylko że to tak nie działa. Gdyby pani doktor zapytała mnie o ten kontakt wzrokowy, to by się dowiedziała, że jest wymuszony i stanowi część maskowania. Rozumienie dosłowne, owszem, jest cechą autystyczną, ale znaczenia przysłów można się wyuczyć na pamięć. Rozumienie dosłowne może się objawiać na wiele innych sposobów. Z kolei dredy są dla mnie sensorycznie dużo przyjemniejsze niż „normalne” włosy… psychiatra prawdopodobnie założyła, że powinno być na odwrót, ale na pewno tego nie wiem. Bo niczego mi nie wytłumaczyła. Po prostu wyciągnęła sobie jakieś wnioski na mój temat kompletnie bez pytania mnie, co w danym temacie czuję.

Powiem tak – nie oceniam, czy ta psychiatrka jest lekarką dobrą czy złą. Nie wątpię, że zna się na swojej robocie i jest specjalistką w jakiejś innej dziedzinie psychiatrii. Ale o autyzmie zwyczajnie nie miała pojęcia. Diagnoza autyzmu jest dosyć długim procesem, na który składają się wywiady i testy, a wszystko odbywa się pod kątem konkretnych kryteriów diagnostycznych. Na tzw. autystyczną triadę składają się: trudności w interakcjach społecznych, zaburzenia komunikacji oraz specyficzne zainteresowania i wzorce zachowań. Brak kontaktu wzrokowego jest częsty u osób autystycznych, ale sam w sobie nie jest wymagany do diagnozy. Tak samo noszona fryzura nie jest kryterium diagnostycznym. Dobrze by więc było, gdyby dany lekarz nie wypowiadał się na tematy, na którym się nie zna, a zamiast tego skierował pacjenta do specjalisty. Inaczej może opóźnić prawidłową diagnozę. Nie wspominając o sprawieniu pacjentowi przykrości.

Przegapione problemy sensoryczne

Wisienką na torcie w tej historii okazał się… gabinet lekarski. Po pierwsze: układ korytarzy i wind w budynku nie miał dla mnie żadnego sensu i go nie ogarniałam. Dezorientacja tylko wzmogła stres. Po drugie: okno wychodziło na chodnik i nie było zasłonięte (czułam, że nie mam prywatności i ktoś może zajrzeć do środka). I po trzecie: wiatrak czy inny nawilżacz wydawał cały czas irytujący dźwięk. Nie miałam dość odwagi, by poprosić o jego wyłączenie, a jednocześnie bardzo utrudniał mi on skupienie się. Po prostu zagłuszał wszelkie myśli i słowa.

Nie lepiej było w poczekalni, gdzie stało „grające” radio. Rozumiem, że te szumy i trzaski mają wywoływać u oczekujących choroby psychiczne? Naprawdę nie wiem, jak ktokolwiek był w stanie siedzieć tam choćby dwie minuty, dla mnie te dźwięki były torturą. Ja bym powiedziała, że w trakcie tej wizyty doszło u mnie do typowego autystycznego przeciążenia sensorycznego, no ale psychiatra o to akurat nie spytała.

Brak profesjonalnej pomocy

Z gabinetu wyszłam zapłakana z różnych powodów, głównie jednak dlatego, że czułam, że moje problemy i wątpliwości nie zostały potraktowane poważnie ani nie otrzymałam żadnej porady (nawet jeśli miałoby nią być „to nie moja działka, ale proszę porozmawiać z doktorem X, udać się do Y, wyguglać sobie Z”). Wizyta tak mnie straumatyzowała, że miesiącami targało mną dużo negatywnych emocji. Aż w końcu cały mój smutek, żal, strach, poczucie poniżenia przeszły w jedną emocję, z którą sobie świetnie radzę – złość.

Między innymi z tej złości powstał ten blog. I dlatego stworzyłam oddzielne wpisy dotyczące trzech poruszonych w gabinecie psychiatry tematach: kontakcie wzrokowym, rozumieniu dosłownym i moich dredach w kontekście problemów sensorycznych. Czuję, że nie dostałam szansy, by należycie te kwestie wyjaśnić, by wytłumaczyć, jak to tak naprawdę działa i jak ja te rzeczy odczuwam. Pani doktor próbowała mnie zaś wtłoczyć w stereotyp, nic więc dziwnego, że nic z tego nie wyszło…

Tymczasowa rezygnacja z diagnozy

Bardzo długo nie byłam w stanie zmusić się do zrobienia diagnozy w innym miejscu. Czemu?

  1. Ciężko mi było po tym doświadczeniu zaufać psychiatrom. Nie wiedziałam, gdzie mogłabym się udać, żeby znów przypadkowo nie narazić się na paskudne traktowanie.
  2. Ze względów finansowych. Prywatna diagnoza kosztuje od kilkuset do nawet dwóch tysięcy złotych.
  3. Diagnoza to stresujący proces. Nie miałam po prostu dość psychicznego spokoju, by móc do niej podejść. Uważam zresztą, że lepiej było poczekać na poprawę mojego stanu psychicznego, by inne problemy nie utrudniały procesu.
  4. Diagnoza wymaga siły, odwagi i energii (czyli przysłowiowych „łyżek”).
  5. Kto by myślał o diagnozie w czasach koronawirusa, a potem rozwodu…

Pozostało mi tym samym czytanie książek o kobiecym spektrum, oglądanie filmów na YouTube, kontaktowanie się z innymi autystycznymi osobami i samodzielna (z pomocą terapii) próba zrozumienia siebie. Po pewnym czasie zaczęłam lepiej rozumieć swoje zachowania, potrzeby, sposób myślenia i działania. Wszystko nagle nabrało sensu i zaczęłam rozumieć, czemu odbieram świat tak, a nie inaczej. Jeśli autyzm tego wszystkiego nie tłumaczy, to nie wiem co innego.

Oficjalna diagnoza autyzmu a autodiagnoza

Przez kilka lat posiadałam więc wyłącznie tzw. autodiagnozę. Czyli samodzielnie – na podstawie zdobytych w przeróżnych źródłach informacji – stwierdziłam u siebie spektrum autyzmu. Może się to wydawać działaniem niewłaściwym, nieintuicyjnym czy nawet głupim. W końcu tyle się mówi, by nie diagnozować się za pomocą Google, a ufać lekarzom. Czasem jednak dostęp do właściwych lekarzy jest znacząco utrudniony.

W Stanach Zjednoczonych, gdzie koszty medyczne już w ogóle idą w kosmos, wiele osób popiera tzw. autodiagnozę i traktuje ją jako tak samo wartościową jak posiadanie oficjalnej diagnozy autyzmu. Także w Polsce w wielu środowiskach (np. na facebookowych grupach tematycznych) osoby z autodiagnozą są szanowane. Mi akurat tego nieszczęsnego papierka trochę brakowało i chciałam go mieć, bo lubię jasne sytuacje, lubię mieć napisane czarno na białym co się dzieje. Niestety przez wiele lat nie czułam się na siłach, by się tym zająć. 

Dlatego początkowo musiałam prosić czytelników tego bloga o uwierzenie mi na słowo, ewentualnie na słowo mojej terapeutce. Jeśli był to problem – trudno, rozumiem. Są inne miejsca, gdzie od początku wypowiadają się osoby z diagnozą albo ogólnie lepiej zorientowane w temacie. Ja tylko opisuję to, czego doświadczam. Od 2022 roku posiadam już oficjalną diagnozę, mam więc nadzieję, że wstecznie legitymuje to moją pisaninę.

Na zakończenie

Spotkanie z psychiatrą niewątpliwie nie zaliczało się do najlepszych przeżyć. Potrzebowałam półtora roku, żeby je sobie przetrawić i przepracować. Owszem, jeszcze trochę mnie wkurza, ale już głównie bawi… Jak można było powiedzieć coś tak głupiego? W sumie to była taka dłuższa wersja: „Masz autyzm? A nie wyglądasz!”

Problemy z diagnozą autyzmu – mem tłumaczący "But you don't look autistic".

Otóż mam i odkąd o tym wiem czuję się znacznie lepiej.


Zapraszam ten na facebookowego fanpage’a oraz profil w serwisie Tumblr, gdzie regularnie publikuję posty o tym, jak autyzm i ADHD wpływają na moją codzienność.

Jeśli podobają ci się moje recenzje, artykuły, wpisy czy też opowiadania, możesz mnie wesprzeć kupnem wirtualnej kawy na Buycoffee.

11 komentarzy

  • Irian

    Nawet w Polskich kręgach samorzecznictwa autodiagnoza jest przyjmowana pozytywnie, o ile ktoś spędził nad tym wystarczająco dużo czasu. Środowisko autystyczne jest naprawdę fajne.

    U mnie z diagnozą było dokładnie odwrotnie – najpierw przypadkiem wpadłam na blog laski w spektrum i spłynęło na mnie objawienie z gatunku „omujborze, nie jestem pierdolnięta, inni ludzie też tak mają i to się nazywa!”. Po pięciu latach (bo trzeba się z tym oswoić :D) spędzonych na czytaniu wszystkiego o ASD co mi wpadnie w ręce poszłam na konsultację z psychologiem, która akurat była darmowa z okazji dnia świadomości autyzmu – miła pani porozmawiała ze mną 10 minut i powiedziała „pewnie, ma pani objawy zgodne z zespołem aspergera, ale na co pani diagnoza, ma pani pracę, jest samodzielna…” Co mnie, nie ukrywam, trochę zdrżaźniło, więc po pięciu kolejnych latach kontemplacji (zmiany są trudne…) zagadałam wreszcie do Prodeste o formalną diagnozę. Pierwsze spotkanie (online) poszło znakomicie, umówiliśmy się na spotkanie diagnostyczne po czym przyszedł wirus i pozamiatał. Co zrobić.

    Also: dzięki za bloga! Bardzo miło wiedzieć, że jest nas więcej pisarek w spektrum.

    • Ag

      O tak, też jestem na etapie oswajania, kontemplacji i czytania. Może za pięć lat też się zbiorę, żeby gdzieś uderzyć po diagnozę! Mam wrażenie, że tak dla siebie by mi się przydała, takie oficjalne potwierdzenie, że nie jestem pierdolnięta i nie wymyślam.

      Mam nadzieję, że będziesz wpadać na bloga! 🙂

  • Ania

    Parę razy zrobiłam sobie dla ubawu jakieś testy. Co wyszło? Że powinnam się udać do specjalisty, bo wyniki wskazują na zaburzenia z SA. Być może nawet bym poszła, gdybym widziała w tym jakiś sens. Zaakceptowałam w swoim życiu niektóre zachowania/reakcje, nauczyłam się temperować je do poziomu akceptowalnego przez otoczenie, a w niektórych przypadkach wiem już, że np dane odczucie trzeba odsunąć, bo jest nieracjonalne i nieprawdziwe (co zupełnie nie oznacza oczywiście, że odczucia nie ma). Ja akurat w tym przypadku nie potrzebuję jasności diagnozy, bo i niewiele u mnie akurat zmieni (chociaż fajnie by było wiedzieć na pewno). Różne autystyczne tematy u siebie widzę od dawna, ale zaczęłam się z nimi „przyjaźnić” dopiero, kiedy zrozumiałam, ze po prostu są i zostaną i zaprzyjaźnić się z nimi muszę 😉

    Raz nawet byłam bliska pójścia do lekarza, ale ostatecznie nie wyszło XD Za to na pewno chętnie poczytam, jak to inne osoby żyją z podobnymi odchyłami jak ja 🙂 wkupie raźniej 🙂

    • Ag

      Powiem tak – odkąd dowiedziałam się o autyzmie jest mi właśnie dużo łatwiej zaprzyjaźniać się z różnymi zachowaniami i ogólnie inaczej je odbierać. Czy od diagnozy zaprzyjaźniałabym się jeszcze bardziej? Trudno powiedzieć, ale ja jestem akurat z tych, co to wolą jasne sytuacje.
      Ostatecznie każdy decyduje o sobie, niektórym tzw. papierek nie jest potrzebny. : )
      Zapraszam serdecznie na raźną kupę! : D

  • Kat

    Smutno, że to standard raczej, a nie wyjątek, jeśli chodzi o „specjalistów” w Polsce. U mnie pani psychoterapeutka stwierdziła, że nie mogę mieć autyzmu, bo:
    1. kontakt wzrokowy jest/bywa
    2. rozumiem, co to jest intencja
    3. nie – ona ma doświadczenie i ona po prostu tak czuje

    Później już trafiłam gdzie trzeba i jednak się potwierdziło, że jestem w spektrum. Dostałam też szczegółowe wyjaśnienie wszystkiego o czym rozmawialiśmy i jak to się plasuje w kryteriach diagnostycznych. Bardzo polecam, ja akurat czułam, że musiałam przejść cały ten proces dla własnego dobra, bo dla mnie niepewność to najgorsza tortura.

    • Ag

      Cieszę się, że Ci się udało!
      Z jednej strony też bym chciała, bo też mnie niepewność męczy i wolałabym mieć czarno na białym napisane… a z drugiej już na samą myśl zżera mnie stres, bo co, jak powiem coś nie tak, nie będę umiała odpowiedzieć, itd.

      Rozumienie, co to jest intencja… też bardzo ciekawe kryterium diagnostyczne. Ech, najbardziej nie rozumiem, czemu psychiatrzy muszą być zawsze tacy niemili. :/

  • Kat

    Bo do nas, dorosłych ludzi, nadal niektórzy specjaliści podchodzą, jak do dzieci. A ja mam 30 lat, nie 5. Ciężko by było mi przejść przez standardową ścieżkę edukacji bez nabycia wiedzy co to intencja, metafora, sarkazm itd. Rozróżniam też część emocji innych po tonie głosu, czy mowie ciała, bo – niewiarygodne – w ciągu 30 lat udało mi się tego nauczyć metodą prób i błędów. Połączyłam kropki. Tylko nadal najlepiej mi to wychodzi, kiedy oglądam film, albo mam do czynienia z kimś, kogo dobrze znam, a nie przy codziennych interakcjach z obcymi ludźmi.

    • Ag

      Dokładnie! Ciężko się przez 30 lat życia pewnych rzeczy nie nauczyć. A ja w ogóle często czuję się traktowana przez innych jak dziecko, bo raz, że mam taką twarz i się nie maluję, więc wyglądam młodziej, a dwa że sobie rzeczywiście z różnymi dorosłymi zadaniami niekoniecznie świetne radzę. Ale to tylko powinien być powód, by mnie wesprzeć, a nie traktować jak debila.

      Napisałam inną notkę, w której piszę o metaforach i sarkazmie, a także tym, że emocje na filmach zrozumieć mi łatwiej! Także i pod tym względem wykazujemy podobny sposób myślenia.

  • Dargost

    Odgrzebuję stary temat, proszę wybaczyć. U mnie diagnoza wyglądała w ten sposób, że najpierw odbyłem niezwiązaną ze spektrum terapię i na jej koniec otrzymałem skierowanie na diagnostykę. Badania odbywały się równolegle do drugiej terapii. Łącznie w szpitalu spędziłem ponad pół roku w trybie dziennym.
    Kluczowe są tutaj odpowiednie skierowania od specjalistów. Mam nadzieję że informacje mogą stać się pomocne.
    Są ważne, jeżeli ktoś myśli na przykład o orzeczeniu w sprawie niepełnosprawności – ale to mocno indywidualna sprawa. Diagnoza padła gdy miałem skończonych 30 lat. Pozdrawiam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *