Sensoryka

Sensoryczne przygody: muzyka i inne hałasy

O tym, że pora zabrać się za akurat ten temat, zadecydowałam siedząc na podłodze łazienki i słuchając głośno na słuchawkach „Wild Forever” Sophie Ellis-Bextor, by zagłuszyć muzykę dobiegającą z gabinetu Małża, która męczyła mnie z każdą chwilą coraz bardziej i powoli ciągnęła w stronę przepaści zwanej meltdownem. I to takim brzydkim, gdzie krzyczę, zgrzytam zębami (które pewnego dnia się po prostu poddadzą i popękają… tfu, tfu) i robię się agresywna. A tego w moim życiu nie potrzebuję, zwłaszcza że potem głowa mnie obrzydliwie boli, jestem wyczerpana fizycznie i psychicznie oraz mam zmarnowaną resztę dnia, bo mogę tylko leżeć bez życia.

By się więc uratować, zrobiłam jedyną sensowną rzecz – uciekłam przed hałasem w inny hałas.

Kontrola dźwięków

No to jak to w końcu jest, zapytacie. Autyści są wrażliwi na hałas czy nie? To oczywiście zależy. Głównie od tego – jak to ktoś kiedyś bardzo dobrze ujął – czy to osoba autystyczna kontroluje głośność. Jakiegoś rodzaju konkretny hałas czy też głośna muzyka mogą wbrew pozorom działać uspokajająco, być metodą stimmowania i dostymulowania czy też pomóc odciąć się od innych nieprzyjemnych bodźców. To ostatnie tłumaczy funpage Autystycznekartki:

Tyle że w tym przykładzie chodzi o dźwięki wydawane przez samego autystę (o tym w moim przypadku za chwilę), a ja wolę głośno puszczaną muzykę. Używam jej jako bariery pomiędzy mną (w szczególności – moim umysłem) a światem zewnętrznym. Bo kontrola rzeczywiście jest dla mnie ważna, w tym kontrola muzyki i jej głośności.

Bo muzyka, której nie mogę kontrolować, nie tylko mnie przestymulowuje i zwyczajnie męczy, ale też uniemożliwia skupienie się. Często tłumaczę Małżowi, że nie jestem w stanie usłyszeć własnych myśli. Nie szkodzi, że kocham Chrisa Cornella – jeżeli mój Małż słucha go, kiedy ja nie mam na to ochoty, nie będę w stanie go znieść. Ani funkcjonować – cały mój świat będzie w tym momencie wypełniony niechcianym, drażniącym hałasem, uniemożliwiającym myślenie, działanie, wszystko. Cała się po prostu w takiej sytuacji wyłączam, hałas mnie kompletnie przytłacza.

Zapytacie pewnie: co z imprezami? No cóż, nie chadzam na nie zbyt często. Nie chodzę do klubów (najwięcej chodziłam chyba w liceum, gdy szło się całą klasą) ani do dyskotek, byłam w życiu na kilku koncertach. Ogólnie najchętniej spotykam się w kawiarniach – mam parę ulubionych, które grają typ muzyki o takiej głośności, która mi pasuje i tworzy przyjemne tło. Ogólnie jednak jeśli idę na większą imprezę, to się psychicznie przygotowuję na to, że będzie głośno, dużo ludzi i po powrocie będę się czuła umęczona. Generalnie jeśli jestem nastawiona na tego typu doznania, to czasem nawet dobrze się bawię. Często też bardziej denerwuję się przed, a w trakcie trochę się rozluźniam, jak już wiem, jakie dokładnie warunki panują na miejscu.

Wydawanie dźwięków

Tak jak napisano to na załączonym wyżej obrazku – wydawanie dźwięków przez autystę może wynikać z chęci zagłuszenia innych dźwięków, ale może też być formą samoregulacji lub zwyczajnie sprawiać przyjemność.

Osobiście jednak nienawidzę wydawać z siebie jakichkolwiek dźwięków, jeśli ktoś mógłby je usłyszeć. Nie znoszę nie tylko śpiewać, nucić, ale też wykonywać czynności, które wydają dźwięki. Mojej zagłuszającej muzyki też słucham na słuchawkach i  zamknięta w łazience, co by nie było to dla nikogo widoczne. Lubię też chodzić boso po drewnianej podłodze, bo kapcie za bardzo hałasują. W końcu też nigdy nie kupiłam sobie kostki sensorycznej, bo przecież ona w trakcie zabawy klika. I przestałam bawić się słomkami, bo choć lubiłam nimi stimmować, to plastik też wydawał dźwięk. Dlatego może nie potrafię przestać obgryzać ust – bo jest to stim bezgłośny.

Skąd u mnie ta niechęć do wydawania dźwięków? Cóż, wcale nie z powodu wrażliwego słuchu. Chodzi o to, że nie chcę być przez nikogo słyszana. Bo jeśli ktoś mnie słyszy, to znaczy, że mogę przeszkadzać tej osobie. A w ogóle to w jakiś sposób zaznaczam wtedy swoje istnienie i ktoś może zwrócić na mnie uwagę. A ja najczęściej chcę, żeby mnie zostawić w spokoju i nie zwracać na mnie uwagi. Nic nie chcieć ode mnie, nie zaczepiać, nie komentować. Jeśli siedzę cicho, to tak, jakby mnie nie było. Dlatego też jeśli Małż jest w domu, wszystkiego słucham na słuchawkach (a moje uszy po całym dniu ze słuchawkami umierają…)

Z jakiegoś powodu bardzo mnie stresuje myśl, że inni mnie słyszą, ale to już chyba podpada pod jakieś lęki społeczne albo fobie…

Muzyka, śpiewanie i taniec jako stimy

Kiedy jednak jestem w domu sama, bardzo lubię słuchać głośno muzyki, kiwać się do niej, śpiewać, nucić, skakać, machać rękami, tańczyć. Tyle że to wszystko ma jedną z dwóch funkcji: 1. pozwala mi się skupić na innej czynności (np. słucham muzyki pisząc tę notkę), 2. jest stimmowaniem i ma mnie odprężyć. 

Nie chodzi więc o to, bym śpiewała dobrze albo ładnie tańczyła. Po prostu wydaję z siebie dźwięki i wykonuję ruchy w celu odstresowania się albo dostymulowania (więcej o stimach znajdziecie w tym artykule). To są dla mnie czynności bardzo intymne, których nie chcę z nikim dzielić. Nie mają też one podlegać ocenie albo jakoś dostosowywać się do wymagań innych. Puszczam sobie to, na co mam ochotę, tak głośno jak chcę, i kiwam się do tego tak jak lubię. Nie jestem jak Małż, który na moje nieszczęście uczy się śpiewu, w związku z czym trenuje jedną i tę samą linijkę do urzygu, żeby się jej dobrze nauczyć. Po prostu moim celem nie jest samo śpiewanie, tylko stimmowanie poprzez śpiewanie czy tańczenie, by osiągnąć pewne ogólne korzyści psychiczne i fizyczne.

Szczerze mówiąc, zazdroszczę tym stereotypowym autystycznym dzieciom, które sobie siedzą w kącie, układają puzzle i wydają olbrzymią ilość dźwięków, robią echolalię i mają gdzieś, co inni o tym myślą. Ja tak nie potrafię, ja mam zbyt silną potrzebę bycia niewidzialną, a więc też niesłyszaną. : /

Podsumowując

Czasem potrzebuję ciszy. Czasem potrzebuję hałasu. Czasem moje uszy są wrażliwe na najdrobniejszy dźwięk w tle i marzę o idealnej ciszy, a czasem potrzebuję, żeby wokół mnie było głośno. Muzyka nie jest zaś problemem tak długo, jak sama ją sobie reguluję – puszczam to, czego w danej chwili potrzebuję, tak głośno, jak potrzebuję. Kiedy zaś nie mam na to wpływu i jestem pozbawiona kontroli, staję się coraz bardziej nerwowa, nie mogę się na niczym skupić, nie mogę myśleć, robię się wręcz agresywna i ogólnie jestem kompletnie przestymulowana. Dlatego czasem wykorzystuję głośną muzykę, by zagłuszyć inną muzykę/dźwięki i odciąć się od tego, co sprawia mi ból.


PS. Cały album „Familia” Sophie Ellis-Bextor jest cudowny, ale poniżej macie właśnie „Wild Forever”, które używam ostatnio do zagłuszania innych rzeczy.

PS2. Jeśli Sophie Ellis-Bextor nie jest najpiękniejszą istotą ludzką jaką kiedykolwiek widzieliście, to… nie macie racji. 😉

4 komentarze

  • K.A.K-C

    Na początku chciałam napisać, że mnie to na szczęście nie dotyczy, a potem czytałam dalej i nie mogłam się nie zgadzać. Aczkolwiek bardzo rzadko mam przestymulowanie dźwiękowe. Kwestia, że wychowałam się w cholernym hałasie i żeby nie oszaleć nauczyłam się zagłuszać dźwięki „wewnątrz”. Za to inne bodźce mnie trigerują do poziomu ataku paniki. Zapachy. Ale dzięki temu parę razy uratowałam sytuację, gdy ulatniał się gaz w kuchni.

    • Ag

      Zapachy bardzo rzadko mnie przeciążają, co jest trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że mam wrażliwy węch, często czuję rzeczy, których mój Małż nie zauważa albo nie rozumie, o co mi chodzi i co mi przeszkadza.

      Ale hałasy… hałasy robią ze mną rzeczy naprawę straszne. To jest ten jeden bodziec, który przestymulowuje mnie najmocniej i mam na niego silne reakcje. Nawet jak mi kot miauczy to potrafi być za dużo i na niego krzyczę, żeby zamknął mordę. Podejrzewam, że żaden niemowlak nie przeżyłby w moim towarzystwie nawet dwóch dni, bo bym nim rzuciła o ścianę przy pierwszym napadzie płaczu, byleby przestał… no jest źle, z dźwiękami jest u mnie naprawdę źle. :/

  • Froggy

    Mam podobnie. Jeżeli mogę kontrolować hałas, wszystko jest w porządku, ale mój stary laptop czasem zaczyna charczeć i zgrzytać tak okropnie, że wpadam w szał i zaczynam kląć i płakać i walić rękami we wszystko dookoła. Ale mogę mieć też na odwrót. Pamiętam jak jeszcze w podstawówce chodziłam czytać albo do biblioteki ( z oczywistych względów) albo o dziwo do pełnej krzyków świetlicy, bo wszystkie te dźwięki, mimo że głośne, zlewały się razem i tworzyły tło dzięki czemu przyjemnie mi się czytało i bez problemu mogłam się skupić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *