Baza wiedzy o autyzmie

Uczucia na spektrum

Osoby autystyczne często średnio radzą sobie z rozpoznawaniem i nazywaniem uczuć, nie tylko u siebie, ale też u innych. Nie oznacza to ani, że nie posiadają uczuć, ani że to, co czują ludzie wokół nich, ich nie obchodzi. Mi samej wielokrotnie zdażyło się zaczepić mojego Małża, by się upewnić, czy nie jest przypadkiem smutny czy zły, bo z jego twarzy czy też zachowania nie potrafiłam tego wywnioskować i się o niego martwiłam. Po czym zawsze okazywało się, że nic mu nie jest, po prostu siedzi sobie spokojnie… Ale o empatii i reagowaniu na cudze emocje napiszę szerzej następnym razem, dziś skupimy się głównie na tym, co czują sami autyści. A czuć potrafią wiele i nietypowo!

Rozpoznawanie i regulacja emocji

Emocje odczuwane przez osoby autystyczne potrafią być bardzo intensywne. Stąd się zresztą biorą różne wybuchy (albo w przeciwną stronę – wycofanie), gdy ktoś słabo radzi sobie z regulowaniem tego, co czuje. W moim przypadku najsilniejszą i najłatwiejszą do rozpoznania emocją jest złość. Wściekam się często i gęsto, z byle powodu, złością reagując na niespodziewaną zmianę planów, przebodźcowanie, jakąś przeszkodę w rutynie czy wykonaniu zadania, z niewyspania lub głodu… Złość może zostać u mnie spowodowana przez cokolwiek i jest właśnie efektem trudności z regulowaniem emocji – drobiazgi i wielkie wydarzenia złoszczą mnie tak samo. Często po prostu wybucham.

Może osoby neurotypowe mają po prostu szerszą skalę reakcji emocjonalnych, bardziej stonowaną i różnorodną? Mi jest ciężko odnaleźć środek i określić, czy coś smuci mnie tylko trochę, czy też już ciężko przygnębia. Mam wrażenie, że mogę czuć albo na 100% albo na 0%, jak na poniższym obrazku. Albo emocja zalewa mnie tak bardzo, że aż boli, albo jestem emocjonalną pustynią i nie umiem nic z siebie wykrzesać, choć inni wyraźnie w tym samym czasie coś odczuwają.

Tłumaczenie: Jako osoba autystyczna, moje uczucia i to, jak je odczuwam i wyrażam, są skomplikowane i niezgodne z tym, jak odczuwają je osoby neurotypowe. Czasem moje serce jest przepełnione emocjami – od miłości do żalu – które mogły zostać wywołane przez najmniejszy drobiazg. Czasem nie ma we mnie nawet grama emocji, choć inni jej ode mnie oczekują. Oba te stany są okej.

Wyrażanie emocji

Do mitu o braku uczuć u autystów może się też dokładać to, że okazujemy je inaczej niż neurotypowi. Tak jak ja często dopytuję mojego Małża o jego stan emocjonalny, tak całe życie moja rodzina zamęczała mnie pytaniami „czemu jestem taka smutna” albo „ponura”, „czy się nie cieszę”, „czemu się nie uśmiecham”, i ogólnie próbując na mnie wymóc jakieś radosne zachowanie. Ja tymczasem wcale nie czułam się źle, po prostu znajdowałam się w stanie „spoczynku”, z neutralnym wyrazem twarzy. Z kolei gdy jestem szczęśliwa, niekoniecznie się uśmiecham, za to bardzo się rozgaduję. Albo odwrotnie – milknę, żeby chłonąć przyjemny moment. I mam wrażenie, że cały czas okazuję albo nie tak, jak powinnam.

Małż się też ze mnie śmieje, że nie nazywam emocji normalnie, tylko na przykład „czuję, że chcę coś uczynić pingwinem” – chodzi o to, że głaszczę kota (może być też koc lub pluszak) tak, by miał idealnie równe i ulizane futro, żeby był gładki i opływowy jak pingwin. ; ) Powodzenia w odgadnięciu, jaką emocję wyrażam poprzez tę czynność!

Konkrety ponad emocje

W moim przypadku dochodzi jeszcze kwestia silnej zadaniowości. Jeśli dzieje się coś złego, to raczej będę szukać rozwiązania niż skupiać się na emocjach. Jeśli na przykład mój Małż ma zadanie do wykonania na poniedziałek rano, a jeszcze się za nie nie zabrał, choć jest niedziela wieczór, nie okażę mu zbyt wiele emocjonalnego wsparcia. Widzę, że jest zestresowany, zły na siebie, przytłoczony obowiązkami – ale zamiast „wszystko będzie dobrze”, „nie martw się, kochanie”, „poradzisz sobie” reaguję szorstkim „No to na co czekasz? Weź się do roboty. Co jest najpilniejsze? Może zrób sobie listę zadań? Poświęć na to pół godziny teraz, potem zrobisz sobie przerwę i będziesz kontynuował.”

Mogę się przez to wydawać zimna i nieprzyjemna, ale wbrew pozorom nie robię tego dlatego, że nie mam uczuć. Wręcz przeciwnie – negatywne emocje Małża wpływają na mnie i powodują, że również bardzo silnie odczuwam różne nieprzyjemne rzeczy. Moje emocje w takiej sytuacji stają tym intensywniejsze, im mniejsze mam możliwości wpłynięcia na sytuację. Moje poganianie, proponowanie jak podejść do problemu czy pilnowanie czasu, żeby się wyrobić, są wbrew pozorom przejawami troski. Po prostu próbuję pomóc tak jak umiem, by problem został rozwiązany, bo wówczas negatywne emocje się skończą. Małż się odpręży i uspokoi, gdy zrobi zadanie, więc naturalne wydaje mi się, by jak najszybciej dążyć do tego momentu.

Nie można też zapomnieć, że stereotypowo kobiety są łączone z takimi cechami jak uczuciowość, czułość, cierpliwość, empatia, emocjonalność. Jako autystyczna kobieta mogę się po prostu w to nie wpisywać. No ale to już nie mój problem, tylko tych, którzy wymagają ode mnie określonych zachowań tylko ze względu na płeć.

Wydaje mi się, że emocje osób autystycznych są po prostu bardziej surowe. Są intensywne, nagłe, a jednocześnie ciężej nam je zinterpretować i nad nimi zapanować. Częściej też czujemy się niezrozumiali, jakoś pokrzywdzeni, ale też przeciążeni, przebodźcowani. Uczucia są niejasne, poplątane, trudne. Ciężko nam nawiązać kontakt z naszą własną emocjonalną stroną.

Stan neutralny

Dla mnie emocje zawsze są trudne i męczące. Tak, także te pozytywne. Niezależnie od tego, czy czuję strach, złość, smutek, czy też jestem szczęśliwa lub podekscytowana, zawsze po doznawaniu intensywnych emocji czuję się fizycznie i psychicznie wykończona. Po prostu wkładam bardzo dużo energii w emocję, którą w danej chwili odczuwam – pochłania mnie ona całkowicie, nie mogę się więc na niczym skupić, chodzę z lewej na prawo, nie potrafię zacząć myśleć o czymś innym.

Dlatego moim ulubionym stanem jest „spokojne zadowolenie”. Ani nie czuję niczego negatywnego, ani pozytywnego. Po prostu sobie jestem. Czuję spokój. Wokół mnie nie ma żadnych przeszkadzających mi bodźców, nie ma żadnej pilnej rzeczy, której zrobieniem musiałabym się przejmować, nie natrafiłam w Internecie na nic, co by mnie głęboko zdenerwowało lub zasmuciło. Jednocześnie nie jestem „nakręcona”, bo np. była premiera antologii z moim opowiadaniem i się bardzo cieszę, albo przyszła wyczekiwana paczka i czuję podekscytowanie. Moje emocje są całkowicie letnie i nijakie.

Głównie dzieje się tak wieczorem, kiedy sobie medytuję, albo kiedy uznaję, że się narobiłam i mogę usiąść z drinkiem i pooglądać znane mi już filmiki na YouTube. Albo kiedy spędziłam czas na czymś przyjemnym, na przykład wyklejałam sobie mój księżycowy zeszyt (ot, takie hobby), więc jestem w dobrym humorze, ale nie jakoś przesadnie.

Aleksytymia

Aleksytymia to, najogólniej mówiąc, niezdolność do identyfikowania oraz nazywania uczuć. Nie jest to cecha typowo autystyczna, bo może też dotyczyć osób neurotypowych, a także towarzyszyć depresji, zaburzeniom osobowości czy lękowym. Autystycy mają jednak to do siebie, że niejako „kolekcjonują” przeróżne dodatkowe zaburzenia czy schorzenia. Tutaj znajdziecie (w języku angielskim) zebrane i podsumowane badania na temat związku ASD z aleksytymią.

Szczegółowo na aleksytymię składają się:

  • nieumiejętność rozpoznania i nazwania odczuwanej przez siebie emocji;
  • niezdolność odróżnienia uczuć od doznań fizjologicznych związanych z przeżywaniem emocji;
  • trudnością w opisywaniu swoich emocji innym osobom;
  • trudnością w wyrażaniu emocji;
  • nieumiejętnością rozpoznania uczuć innych osób.

Przy czym należy pamiętać, że poszczególne elementy mogą być nasilone w różnym stopniu u różnych osób, też jest to pewne spektrum.

Więcej na ten temat znajdziecie na przykład w tym poście na Instagramie:

W praktyce sprowadza się do częstych u autystów rozmów w stylu:

A: Co/Jak się czujesz?

B: Nie wiem.

Bardzo często zdarza mi się odpowiadać „nie wiem”, gdy ktoś mnie pyta, co czuję. Dużo emocji interpretuję też jako zmęczenie, więc odpowiadam, że „jestem zmęczona”, choć to może oznaczać w praktyce różne stany. Chyba po prostu moje emocje nie są dla mnie oczywiste i nie potrafię tak z marszu w każdej chwili bez problemu ustalić, co czuję. Potrzebuję czasu na analizę – zatrzymać się, zastanowić, obrócić daną emocję na wszystkie strony i może po tym wszystkim będę w stanie powiedzieć, czym ona w zasadzie jest. Czasem dopiero po miesiącach czy latach potrafię rozpoznać, jakie emocje wywołały we mnie określone zdarzenia. I czasem okazuje się, że przez lata emocja zdążyła wyblaknąć i nie przeżywam już czegoś tak bardzo jak kiedyś (za to umiem już to nazwać). W innych sytuacjach z opóźnieniem dociera do mnie, co tak naprawdę emocjonalnie dana rzecz dla mnie znaczyła i mimo że w przeszłości miałam do niej chłodne podejście, to teraz bardzo ją przeżywam.

Aleksytymia może się też przejawiać opisywaniem

Profesor psychologii Anna Matczak w wywiadzie dla Poradnika Psychologicznego Ja My Oni tłumaczy aleksytymię tak:

Można nie tylko nie rozumieć, ale nawet nie uświadamiać sobie własnych emocji. Nie wie się, że emocje to emocje. Na przykład komuś kołacze serce, robi mu się gorąco, ale nie uświadamia sobie, że się boi albo jest zdenerwowany. Nie jest więc tak, że aleksytymik nie doznaje emocji. On po prostu nie kontaktuje się z nimi. Ludzie różnią się między sobą tym, że jedni mają większą, a inni mniejszą zdolność do uświadamiania sobie emocji. […] Ktoś może odczuwać emocje, ale nie potrafi ich zrozumieć i nazwać. Może mieszać zakłopotanie, złość, lęk. Płacze, ale nie wie dlaczego; jest zły, ale nie wie na kogo. Zakres takiej niewiedzy o własnych doznaniach emocjonalnych może być większy lub mniejszy.

W wywiadzie znalazł się też fragment, który mnie dosyć zmartwił:

Nie potrafi nazywać swoich emocji, zatem brak mu także środków, żeby zrozumieć cudze doznania. Nie jest zdolny do empatii i dostrzegania uczuć innych ludzi. Nie potrafi nawiązywać więzi, jego partner będzie się czuł odtrącony, nierozumiany. W dodatku nie rozumiejąc swoich negatywnych emocji i nie wiedząc, co z nimi zrobić, aleksytymik ma tendencję do lokowania winy na zewnątrz. To także psuje jego relacje z innymi. Funkcjonowanie społeczne aleksytymików jest zatem mocno zaburzone. Ale też sami ze sobą nie dają sobie rady. Często aleksytymia idzie w parze z zaburzeniami psychosomatycznymi i uzależnieniami. Ktoś, kto nie radzi sobie z emocjami, wypiera je ze świadomości, ale wyparte pobudzenie nie przestaje istnieć. Odczuwając pobudzenie, z którego emocjonalnego charakteru nie zdaje sobie sprawy, aleksytymik może widzieć w nim objawy jakichś chorób. Albo szuka ucieczki w alkoholu lub w narkotykach.

Mimo wszystko mam nadzieję, że aż źle ze mną nie jest. Może to nie aleksytymia w sensie stricte, tylko jakiś bardziej ogólny słaby kontakt z własnymi emocjami? Nie jestem też wielką fanką wyrażeń w stylu „niezdolny do empatii”, bo ludzie tak różnie rozumieją to słowo, to momentami traci sens. Ale, tak jak zapowiedziałam, o empatii opowiem innym razem.

Na koniec jeszcze jeden instagramowy post (po angielsku), który dosyć dobrze oddaje to, co sama myślę w tym temacie:

Jak sobie radzić z aleksytymią? Wśród porad znalazłam, oczywiście poza terapią i pomocą specjalisty:

  • Używanie opisu czynności zamiast bezpośredniego nazwania emocji (np. „Leżałam cały dzień w łóżku” zamiast „Jestem smutna/czuję się samotna”. To pierwsze jest po prostu łatwiejsze do wytłumaczenia);
  • Posiłkowanie się kolorowym kołem emocji do zrozumienia i określenia, co się czuje;
  • Danie sobie czasu na przeanalizowanie wydarzeń z ostatnich tygodni i ustalenie na spokojnie, co się w związku z nimi czuło.

Nowością jest tu dla mnie koło emocji, wcześniej o nim nie słyszałam ani z niego nie korzystałam. Wygląda interesująco, bo rozkłada bardziej ogólne emocje na bardziej szczegółowe. Nie wiem jeszcze, czy je wypróbuję, ale jeśli tak, to dam znać, czy pomogło. A wy może z niego korzystacie?


Podsumowując:

  • słabo sobie radzę z rozpoznawaniem i nazywaniem własnych emocji;
  • mogę wyrażać emocje w nietypowy sposób;
  • lubię spokój i lubię brak emocji;
  • intensywne emocje są dla mnie przytłaczające i męczące.

Obrazek w nagłówku: Photo by Andrea Piacquadio from Pexels.

4 komentarze

  • maja

    autystyczno-alekstymiczna piona xd wiele razy próbowałam wytłumaczyć komuś, że czuję się „nijak” i że nie jest to nic złego, po prostu nie jestem ani zła, ani wesoła, tylko NIJAKA, ale spełzło to na niczym. To w sumie fascynujące, że taki pozornie prosty koncept jest dla niektórych nie do przejścia, szkoda tylko, że odbywa się to kosztem niezrozumienia albo/i odrzucenia

  • Ginny N.

    Ciekawe, ale sami mamy trochę inaczej. Nie zawsze umiemy nazwać nasze emocje, ale nieraz to nie dlatego, że ich nie rozpoznajemy tylko dlatego, że jest ich kilka różnych naraz i ciężko je rozplątać do pojedynczego uczucia. Więc na pytanie jak się czujecie możemy albo wzruszyć ramionami, albo dać przydługi wykład.

    A tak poza tym, spokój to też emocja.

    • Ag

      W sumie rozumiem, ostatnio czuję wszystko na raz, w odpowiedzi musiałabym napisać rozprawkę na trzy strony… próbuję też nie łapać się żadnej z tych emocji na dłużej, bo mnie przygniecie. Jak są taką zbitą masą łatwiej je ignorować czy coś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *